ProwincjonalnaOficyna Wydawnicza Bochnia ISBN 83-88383-17-5 Bez zezwolenia rektora nie doszłoby do spotkania Stanisławskiego, zwanego przez wszystkich po prostu "Ruskiem" (jego imię brzmiało Igor) z dziekanem wydziału instrumentalnego na Akademii Muzycznej, profesorem Stefanem Dziedzicem, człowiekiem o niezwykłym talencie pedagogicznym, ale też z wieloma dziwactwami, jak chociażby tym, że posługiwał się sentencjami łacińskimi przy byle okazji. Ale cóż, może po prostu profesor używał języka Cicerona, by zaznaczać, iż erudycja jest przywilejem starej inteligencji? Nie można też wykluczyć możliwości, że to przyzwyczajenie wynikało najnormalniej w świecie z jego tradycji rodzinnej. Czyż bowiem nie mógł przejąć owego natręctwa od wujka, księdza kanonika z kieleckiej diecezji, który wszędzie i właściwie w rozmowie z każdym, posługiwał się łaciną? l dlatego zapewne damską koszulę, profesor Stefan Dziedzic nazywał od lat dziecięcych tunica minima, a majtki - parvum subligaculum. Kiedy chciał o kimś powiedzieć, że flirtuje, określał to jako amor levis, a kiedy ktoś przychodził na wykłady w jeansach, czego Dziedzic nie znosił, bo uważał, że przyszły solista musi odznaczać się elegancją, atakował: Znowu zjawiacie się tu w bracae lin-teae caeruleae? |