Niedaleko Wiednia - Międzynarodowy Instytut Wydawniczy "LIBRA" - Warszawa - 1992, ISBN 83-85104-52-6

1 września 1991 roku, w 45. rocznicę szkoły w Hadzici, na jej pokrytym zielenią podwórku zbiera się tłum byłych uczniów. Dyrektor niejaki Mirko Nikolic zadał sobie niemało trudu, żeby pozbierać ich adresy i zaprosić na dzisiejszą uroczystość. Ale oto są, zgromadzeni wokół wysokiego masztu, na którym łopocze jugosłowiańska flaga. Nie obyło się bez zażartej dyskusji na jej temat. Znaleźli się bowiem fanatycy, którzy domagali sie zawieszenia tylko serbskich, a nie jugosłowiańskich kolorów. Pomińmy jednak te awantury, ważny jet efekt końcowy: na maszcie zawisła ostatecznie flaga jugosłowiańska. Zorganizowanie tak wielkiej imprezy świadczy zresztą o nie byle jakim sprycie dyrektora. Szkoła w Hadzici nie posiada bowiem żadnych środków, jako że w tych trudnych czasach Republika Bośni nie może sobie pozwolić na finansowanie oświaty i kultury. Dyrektór Mirko Nikolic pomyślał więc o jubileuszu, liczy mianowicie na miękkie serca i .... hojne datki byłych uczniów. "Ileż to wszystko kosztuje: ołówki, zeszyty, kreda, podręczniki, pomoce naukowe, i tysiące innych drobiazgów! Skąd brać pieniądze? Kraść przecież nie pójdę! A zresztą gdybym się na to zdecydował, to co takiego miałoby paść moim łupem? Co i jak? A może mam te dzieciaki z Hadzici zostawić ich losowi, niech siedzą w domu i rosną na analfabetów, jak ich pradziadowie przed laty?" Ale byli uczniowie pojęli apel dyrektora, przybyli na zaproszenie z żonami, dziećmi, matkami, przyjaciółmi, przyjaciółkami i Bóg wie z kim jeszcze. Przybyli tu z Sarajewa, Banja Luki, Pristiny, Nowego Sadu, Titigrodu, Nowego Pazaru, Ljubljany i Skopje, z Nisu, Karlovaca, Dubrownika, Celje, Splitu, Varazdina i Mariboru. Przybyli ze wszystkich stron i teraz stoją zdumieni, bo kto mógł przypuszcząć, że uczniowie wiejskiej szkoły rozsypią się na wszystkie strony? A przecież niektórzy wyjechali za granicę! Do Australii, a nawet do Ameryki! Jak to się dziwnie w życiu układa: wczoraj wszyscy w Hadzici, a dziś - rozproszeni po całym świecie! Orkiestra pracowników poczty, która przyjechała specjalnie z Sarajewa, gra na "Na bombasu", więc dzieci od razu tworzą krąg i tańczą kolo, albo raczej coś, co ma kolo przypominać; panuje atmosfera radosnej ekscytacji świątecznego dnia. Aż na prowizoryczną mównicę wstępuje dyrektor szkoły. Mija jednak długa chwila nim ucichnie gwar rozbawionych gości. Wreszcie może przemawiać. A zaplanował sobie rozpocząć od wywołania pierwszych uczniów szkoły w Hadzici: z dziennika, z listy obecności - wedle szkolneo zwyczaju. Najpierw pyta - Czy jest wśród nas pierwszy dyrektór szkoły, Kosta Nedeljkovic? - Ktoś z tłumu odpowiada: - Nie żyje! - Cześć jego pamięci - Cześć ... cześć... cześć... - powtarza tłum. Odczytam obecnie listę obecności uczniów pierwszego roku szkolnego, to znaczy 1946. Uczeń Mirko Blagojevic obecny? - Nie żyje - odpowiada tłum. - Andrej Jeranko? - Nie żyje - rzuca ktoś. - Ivo Radovanovic? - Nie żyje. - Baruch Kon-Rodtschensky? - Nie żyje. - Nazim Trzic? - Nie żyje... Orkiestra pracowników poczty z Sarajewa spontanicznie ustawia się wokół masztu i najpierw cicho, a potem coraż donośniej, coraz potężniej, ale utrzymując niezmiernie wolne tempo, gra marsz żałobny Fryderyka Chopina. Dyrektor z trudem ukrywa wzruszenie, niektórzy z zebranych dostrzegają w jego oczach łzy. Zapomniana lista nazwisk sfruwa na ziemię. Zebrani, jakby sterowani potężnym rozkazem ścieśniają krąg wokół masztu i ktoś powoli, bardzo powoli, zaczyna spuszczać flagę, jugosłowiańską flagę, która dotychczas łopotała nad ich głowami. Zapada kompletna cisza. Przecież tyle tu dziś dzieci, w tym także całkiem maleńkich, ale o dziwo żadne nie płacze. Wszyscy jak zaklęci wpatrują się w wolno schodzącą flagę. Wtem nagły podmuch jesiennego wiatru znad Bjelaśnicy, a może Igmanu podrywa nagle trójkolorowy symbol jedności do gwałtownego furkotu. Już niemal sciągnięta całkiem w dół masztu, rozwija się znowu. I gdy muska głowy najbliżej stojących, ktoś krzyczy rozdzierająco: - Żivjela Jugoslavija! - Ich wołanie niesie się daleko nad Bjelasnicą, Igmanem, hen ponad nieskończenie pięknymi bośniackimi górami. I wtedy rozlega się jak odległe echo ich krzyku przeciągły grzmot... jeszcze kilka sekund... i błyskawica rozcina niebo nad ich głowami... a potem druga... i trzecia...

 

 

Menu